Fenomen śląskich Teksańczyków.

Rozmowa z dr Patrycją Nosiadek

F.: Przebywała Pani w Stanach Zjednoczonych przygotowując materiał do kolejnej książki, badającej losy emigracji polskiej. Tym razem były to losy Ślązaków w Teksasie. Prosimy o kilka słów na temat tej amerykańskiej przygody i źródła inspiracji do badań.

P.N.: Moja przygoda z Teksasem i potomkami Ślązaków zaczęła się kilka lat temu w Polsce, kiedy miałam okazję poznać jedną z kilkudziesięcioosobowych grup odwiedzających corocznie od 30 lat nasz kraj, w szczególności miejscowości śląskie, wraz ks. dr Franciszkiem Kurzajem (prezesem Fundacji Leopolda Moczygemby w Teksasie). Fascynujące okazało się dla mnie osobiście to spotkanie, a także wiele kolejnych, w których przedstawiciele różnych pokoleń pokonują tysiące kilometrów, aby „dotknąć” własnych korzeni, spotkać się z miejscowymi ludźmi i doświadczyć, zarówno duchowo jak i kulturowo, znanego im z opowiadań swoich przodków świata – czyli Polski. Te spotkania z Teksańczykami, przybywającymi zarówno w zorganizowanych grupach jak indywidualnie do Polski stały się niezaprzeczalnie źródłem inspiracji dla mnie. Muszę przyznać, że ogromną przyjemnością było i jest nadal towarzyszenie Teksańczykom w poszukiwaniu korzeni. A fakt, że również jestem Ślązaczką z pochodzenia, nie był bez znaczenia. Tradycja i wartości zakorzenione na Śląsku są mi bardzo bliskie i zawsze były obecne w moim domu rodzinnym, co z pewnością było sporym ułatwieniem w kontaktach z potomkami Ślązaków w Teksasie. W roku 2018 miałam przyjemność zostać zaproszona przez Fundację Leopolda Moczygemby do Teksasu. Kilkumiesięczny pobyt w San Antonio umożliwił mi zdobycie materiałów zarówno do pracy habilitacyjnej, jak i książki „Archiwum wiary, wspomnień, dumy i aspiracji. Materiały źródłowe do dziejów parafii Górnoślązaków w Teksasie”. Nieocenione zaangażowanie osób Fundacji umożliwiło  mi nie  tylko dotarcie do najdalszych zakątków Teksasu, w których nasi rodacy zakładali swoje pierwsze parafie i osady, lecz także spotkania z przedstawicielami kolejnych pokoleń  Śląskich Teksańczyków, którzy w nierzadko bardzo emocjonalny sposób dzielili się historią swojej rodziny i swoich przodków przybyłych w XIX wieku do Teksasu.

F.: Duchowym (i nie tylko) przewodnikiem śląskiej emigracji był ksiądz Leopold Moczygemba. Kim była ta niezwykle ciekawa postać i jak wyglądała podróż w nieznane?

P.N.: Tak to prawda. Historia Leopolda Moczygemby jest bardzo osobliwa a on sam z pewnością może być nazywany duszpasterzem i organizatorem osadnictwa Ślązaków w Teksasie. Już samo tytułowanie Leopolda Moczygemby może być mylące, gdyż w swoim życiu kapłańskim był członkiem zgromadzenia franciszkanów i zmartwychwstańców i wtedy tytułowano go mianem ojca, jednak pod koniec życia uzyskał sekularyzację, stając się księdzem diecezjalnym i tym samym przyjął tytuł księdza. Leopold Moczygemba urodził się w Płużnicy Wielkiej na Górnym Śląsku (w dzisiejszym woj. opolskim) 18 października 1824 roku. Był synem Ewy (z domu Krawiec) i Leopolda, miał ośmioro braci i trzy siostry. Jako młody chłopak udał się do Włoch, aby tam wstąpić do Zakonu Braci Mniejszych Konwentualnych. W Italii przebywał do roku 1848. Po uzyskaniu profesji przez cztery lata przebywał w bawarskim palatynacie, później Wurzburgu i Oggersheim, gdzie w 1852 spotkał się z amerykańskim biskupem J.M. Odinem. Szukał on księży do posługi w Teksasie i tak w 1852 roku ojciec Moczygemba wyruszył jako misjonarz do Teksasu. Zamieszkał i zaczął pracować w New Braunfels, niemieckiej kolonii. Wtedy też, obserwując życie i osiągnięcia niemieckich imigrantów, zaczął pisać listy do rodziny w Płużnicy. Zachęcał w nich krewnych i przyjaciół do przyjazdu do Ameryki. Za jego namową spora liczba rodzin śląskich z terenów ówczesnej rejencji opolskiej zdecydowała się opuścić swoje domostwa w poszukiwaniu lepszego życia. Ojciec Moczygemba czynił starania w Teksasie na przyjazd swoich rodaków. Pertraktował z kilkoma osobami w sprawie nabycia ziemi dla swoich Ślązaków i ostatecznie dokonał transakcji z irlandzkim emigrantem i bankierem Johnem Twohingiem z San Antonio. Inicjował również powstanie kościoła w pierwszej górnośląskiej osadzie w Teksasie nazwanej Panna Maria. Niezależnie od trudnych warunków z jakimi przyszło się zmierzyć Ślązakom, ojciec Leopold zawsze wspierał swoich rodaków modlitwą. W 1856 roku przeniósł się do San Antonio, gdzie został przełożonym misji franciszkańskich. Chciałabym podkreślić, że ojciec Leopold był osobą niezwykle wykształconą jak na tamte czasy, znał kilka języków (angielski, niemiecki, łacinę, francuski, hiszpański), co zdecydowanie ułatwiało mu pracę wśród wielokulturowych grup w Ameryce. Biografia ojca Leopolda Moczygemby jest oczywiście znacznie dłuższa i niezwykle barwna, dlatego zachęcam do lektury stosownych opracowań, które z pewnością mogą przybliżyć jego sylwetkę wszystkim zainteresowanym.

F: Losy emigrantów ze Śląska były już kilkakrotnie opisywane m.in. przez Andrzeja Brożka („Ślązacy w Teksasie”), Annę Musialik-Chmiel („Amerykańscy Ślązacy”) i Jana Cofałkę („Ślązacy w świecie”). Jakie nowe elementy i fakty opisuje Pani książka?

P.N.: Wymienione opracowania z pewnością stanowią cenny wkład w opis życia Ślązaków w Teksasie, w szczególności  jeśli chodzi o fale migracyjne zaobserwowane w XIX wieku. Moja książka zatytułowana „Archiwum wiary, wspomnień, dumy i aspiracji. Materiały źródłowe do dziejów parafii Górnoślązaków w Teksasie” koncentruje się na dwunastu najstarszych parafiach założonych przez Górnoślązaków w Teksasie. Niektórzy z pewnością kojarzą osadę Panna Maria, ale już niekoniecznie wiedzą, że liczne grupy przybywające ze Śląska w XIX wieku zakładały inne osady i parafie w dalekich zakątkach tego ogromnego stanu, jakim jest Teksas. Oprócz parafii w książce wspomniane zostaną również szkoły, do których uczęszczały dzieci Górnoślązaków i wielka praca zakonnic, które prowadziły tę edukację. Starałam się ukazać ogromne zaangażowanie w tworzenie wspólnot religijnych, które pomagały przetrwać pierwszym pokoleniom trudny czas adaptacji do warunków w nowym świecie. Należy przy tej okazji podkreślić, że wartości religijne i przywiązanie do tradycji stanowiły podwalinę życia społecznego dla Górnoślązaków w Teksasie, o czym między innymi będzie można przeczytać w mojej książce.

F.: Spotkała Pani potomków śląskich emigrantów, ich przodkowie wyemigrowali do stanu, który był w tamtym czasie ekstremalnie niebezpieczny, nawet dziś Teksas podtrzymuje silne dążenia separatystyczne. Jak teraz wygląda życie codzienne potomków „teksańskich Ślązaków”?

P.N.: Śląscy Teksańczycy to szczególna grupa mieszkająca w Teksasie. Oczywiście chciałabym zaznaczyć, że potomków pierwszego, drugiego pokolenia niestety nie ma już wśród nas. A przedstawicieli trzeciego pokolenia jest niewielu. Jednak dla mnie osobiście wszystkie spotkania  i wywiady przeprowadzone z liczą grupą Teksańczyków śląskiego pochodzenia były niezwykłym przeżyciem, między innymi z uwagi na fakt, że  tak wiele wspólnego (nierzadko nie posiadając nawet takiej świadomości) mają z naszą polsko–śląską tożsamością. Przywiązanie do religii i kultury, z której się wywodzą, czy też przeżywanie uroczystości rodzinnych, to nadal ważna część dziedzictwa wyniesionego z Górnego Śląska. Widać różnice w życiu codziennym przedstawicieli starszego i młodszego pokolenia. Młodzi ludzie wybierają różne kierunki studiów i zazwyczaj osiedlają się w większych aglomeracjach aniżeli ich babcie i prababcie. Bardzo często jednak odwiedzają swoich bliskich, mając do nich ogromny szacunek. Przedstawiciele starszego pokolenia zamieszkują swoje farmy, aktywnie uczestnicząc w życiu parafii i różnych organizacji w swoich miejscowościach. Przywiązują jednak wagę do przekazywania wartości młodemu pokoleniu.

F.: Wspomniany już Jan Cofałka w książce „Księga Ślązaków” napisał: „Bycie Ślązakiem z pewnością nie wynika z miejsca zamieszkania. Nawet nie z miejsca urodzenia. Bo to są fakty zewnętrzne, fizyczne. Ślązak zaś to stan samoświadomości. Ślązakami są ci, którzy uważają się za takich”. Czy emigracja teksańska kultywuje w jakiś szczególny sposób swoją dawną kulturę? Mam na myśli obchodzenie np. polskich świąt, zrzeszania się w różnego rodzaju organizacjach?

P.N.: Jeśli koncentrujemy się na Teksańczykach o śląskich korzeniach, należy przyznać, że starsze pokolenie z pewnością stara się kontynuować przywiązanie do wartości religijnych. Chcę zaznaczyć, że można mówić raczej o kultywowaniu  jedynie pewnych elementów polskości  – czy też śląskości, takich np. jak śpiewanie kolęd polskich na pogrzebach, pieśni pochodzącej z XVIII wieku związanej z kultem serca Maryi zaczynającej się od słów: „Serdeczna Matko, opiekunko ludzi” zarówno na pogrzebach jak i na ślubach, święcenie palm wielkanocnych, które pozostawione na farmach mają je chronić przed kataklizmem czy kultywowanie śpiewania górnośląskich przyśpiewek przy okazji wesel, jak chociażby „Dajcie, dajcie”. Jednak nie możemy mówić o typowym świętowaniu przez potomków Górnoślązaków świąt polskich. Istnieje wiele czynników, które miały na to wpływ, m.in. amerykanizacja młodszych pokoleń i stopniowy zanik posługiwania się językiem polskim (a właściwie gwarą śląską w przypadku nielicznych już przedstawicieli starszego pokolenia). Jeśli chodzi o przynależność do organizacji to z pewnością należy wymienić Fundację Leopolda Moczygemby, której przewodniczy ks. dr Franciszek Kurzaj. Skupia ona potomków śląskich Teksańczyków i zachęca (przez organizowane konkursy) młode osoby o śląskich korzeniach, aby sięgnęły do historii własnych rodzin i przygotowały referaty, które później są nagradzane finansowym stypendium. Fundacja zaprasza również do Teksasu pisarzy, historyków i naukowców, którzy zajmują się badaniami fal migracyjnych ze Śląska. Raz w roku organizuje galę, która gromadzi potomków pierwszych emigrantów do Teksasu. To wspaniałe spotkanie, rozpoczynające się Mszą św. (z elementami polskimi), na którym oprócz biesiadowania rada fundacji przyznaje nagrody za zaangażowanie w pracę na rzecz wspomnianej organizacji.

F.: I ponownie cytat z „Księgi Ślązaków”: „Kultura Śląska nigdy nie była okrzepłą formą, czymś zastanym, gotowym i pieczołowicie zachowanym. Miała na to wpływ zarówno industrializacja, jak też migracje ludności. Wydaje się, że otwartość na to co inne, z jednoczesnym zachowaniem odrębności, przetrwała do dziś.”. Wielu komentatorów uważa, że to właśnie Ślązacy doskonale znajdują się w nowym środowisku. W Pani poprzedniej książce, wydanej przez Wydawnictwo PWSZ, pt. „Tożsamość jednostki a proces asymilacji w tekstach autobiograficznych emigrantów pochodzenia polskiego w Stanach Zjednoczonych. Nadzieje, rozterki, powroty fali lat sześćdziesiątych”, znajdują się opisy dość tragicznych losów polskiej emigracji, dla wielu z nich Ameryka nie okazała się „ziemią obiecaną”.

P.N.: Owszem, losy Ślązaków emigrujących do Ameryki w XIX wieku mają wiele cech wspólnych z XX–wieczną migracją intelektualistów, których tematykę podjęłam w mojej pierwszej książce, jednak należy zaznaczyć, że te dwie migracje pod wieloma względami różnią się od siebie. Ślązacy opuszczali swój kraj „za chlebem”, ponieważ ich sytuacja na terenie rejencji opolskiej była bardzo trudna. Wyjeżdżali w nieznane, a trudy, które zastali w Teksasie, przerosły ich najśmielsze oczekiwania. Jedynie przywiązanie do wartości rodzinnych, religijnych i tradycji oraz upór i zdecydowanie pozwoliły im przetrwać ten najtrudniejszy i niebezpieczny zarazem czas na nowej ziemi. Intelektualiści, wśród których znaleźli się m.in. Marek Hłasko, Leopold Tyrmand czy Marian Marzyński, wydawałoby się mieli większą świadomość migracji, choć powody opuszczenia kraju były nieco inne, a jednak nie potrafili sprostać wymogom wielokulturowego społeczeństwa amerykańskiego, stąd ich proces asymilacji okazał się być bardzo trudny, a w niektórych przypadkach nawet niemożliwy. Dla obydwu grup Ameryka nie okazała się być krajem „miodem i mlekiem płynącym”, jednak można wnioskować, że Ślązacy pokonali trudności wymagającej Ameryki w znacznie doskonalszy sposób aniżeli przedstawiciele emigracji lat 60., którzy oczekiwali spełnienia „amerykańskiego snu”.

F.: Nasi czytelnicy oczekują na publikację, kiedy można spodziewać się wydania książki?

P.N.: Ufam, że książka ukaże się niebawem, jeszcze w tym roku.

                                                                                       Rozmawiała mgr Dorota Mucha

Powyższy wywiad z dr Patrycją Nosiadek jest po części kontynuacją wywiadu z Katarzyną Siwczyk autorką książki „Kobiety ze Śląska” i gościem Festiwalu Książki Naukowej. Tematyka Śląska jest coraz częściej poruszana w licznych publikacjach. Dr Patrycja Nosiadek – wykładowca Instytutu Neofilologii Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Raciborzu – kontynuuje badania nad losami emigrantów z Polski do Stanów Zjednoczonych, jej pierwsza publikacja na ten temat, pt. „Tożsamość jednostki a proces asymilacji w tekstach autobiograficznych emigrantów pochodzenia polskiego w Stanach Zjednoczonych. Nadzieje, rozterki, powroty fali lat sześćdziesiątych”, została wydana w Wydawnictwie PWSZ w Raciborzu, a ostatnie egzemplarze można zakupić w Centrum Druku. Tym razem autorka podążyła śladem emigrantów ze Śląska do Teksasu. „To nie jest kraj dla starych ludzi” – takimi słowami opisuje ten stan amerykański pisarz Cormac McCarthy. Jakie więc były losy poszukiwaczy szczęścia z końca XIX wieku? Zapraszamy do lektury wywiadu, który nie jest ostatni z serii. Statystyki czytelnictwa jasno pokazują, że to właśnie kobiety częściej sięgają po lekturę książek, nie dziwi więc fakt, że coraz częściej także publikują własne prace i wyniki badań. Więc czy „BOOK jest kobietą?” - pod takim tytułem prezentujemy cykl wywiadów i blog na stronie WWW Wydawnictwa

Gala Fundacji Moczygemby

Zdjęcia autorki z Teksasu